Tuż po wojnie Józef Sawicki przez Wrocław przyjeżdżał jadąc dalej, do Ząbkowic Śląskich.
Zapamiętał tylko podziurawiony pociskami dach Dworca Głównego. Do miasta wrócił prawie 10 lat później, w 1954 roku, na studia.
We Wrocławiu jeszcze były gruzy. Zamieszkał w akademiku przy ul. Kotsisa. W dwupokojowym mieszkaniu znalazło się miejsce dla 11 studentów. Nocowali także w kuchni.
– Wrocław, mimo że większa jego część leżała w gruzach – wspomina w swoich opowieściach – był miastem zielonym, a tramwaje jeździły szybciej niż obecnie.
Bilet tramwajowy kosztował w 1954 roku 20 groszy, obiad w stołówce studenckiej 3 złote, a do chleba używało się smalcu odkrawanego w sklepie z wielkiej bryły, lub z beczki. Marmoladę z buraków sprzedawca także kroił nożem według życzenia.
I o tym w niedzielę 10 listopada jeszcze opowie Józef Sawicki.
Zapraszam o 19:30, Radio RAM
Joanna Mielewczyk